|
Społeczeństwo - wątki archiwalne Społeczeństwo - wątki archiwalne (ostatni post starszy niż 60 dni oraz poprzednie części aktualnie aktywnych wątków) |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Społeczeństwo - wątki archiwalne Społeczeństwo - wątki archiwalne (ostatni post starszy niż 60 dni oraz poprzednie części aktualnie aktywnych wątków) |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#221
|
||||
|
||||
Cytat:
__________________
Rak nie wyrok-pieprzyć raka Z miłości do świata – pomagam klikając http://ciekawnik.pl/swiat-wokol-nas/...magam-klikajac |
#222
|
||||
|
||||
Cytat:
Gdybys widzial jak sie chichram.....stanela mi wizja, ze uciekales jak Cie pan Bog stworzyl......z dwoma jablkami w rekach . Dobrze, ze pasek podtrzymywal poszarpane spodnie! Opowiadaj wiecej.
__________________
Kozła bój się z przodu, osła z tylu, a złego człowieka ze wszystkich stron. Szczęśliwego człowieka nie można obrazić. Można go tylko rozśmieszyć Dla zasady robie screeny wszystkich moich wypowiedzi! |
#223
|
||||
|
||||
Cytat:
__________________
Rak nie wyrok-pieprzyć raka Z miłości do świata – pomagam klikając http://ciekawnik.pl/swiat-wokol-nas/...magam-klikajac |
#224
|
||||
|
||||
I dajcie mi brązowe gacie...
To nawiązanie do starej anegdoty jest, młody i świeży pirat, pyta kolegów dlaczego kapitan się zachowuje tak, że skoro tylko z bocianiego gniazda dostrzegają hiszpańskie galeony to woła, że okręt do boju i dajcie mi czerwona koszulę....
To mu kamraci odpowiedzieli, że jakby miał białą koszulę to wszystkie rany byłoby widać a to zniechęca innych bo kapitan dowodzi i niezniszczalny ma być... No i później się nie dziwił, że jak z bocianiego gniazda wołali, ze widać hiszpańskie galeony to kapitan wołał o czerwoną koszulę... Zadziwił się dopiero wtedy, kiedy z bocianiego gniazda obwołali angielskie fregaty a kapitan zawołał o brązowe gacie.... I tak też było z żaglówką marki Captain Morgan... Tam daleki jestem od wierzenia w fatum, ale fakty były, jakie były... Znowu wpadłem na chwilę do Piratów, tym razem, żeby program zobaczyć. Zmotoryzowany byłem, to kawę tylko wziąłem, podchodzę bliżej estrady… Grał Roman Roczeń, całkiem czadowo, no i nagle słyszę jak z estrady artysta mówi, że piwo do lokalu przywieźli tylko dostarczyć go nie można, chyba, że właściciel samochodu o numerach...odblokuje dojście do drzwi zaopatrzeniowych. Szybko się podniosłem, bo jak raz to był mój samochód, oklaski dostałem, jak nie przymierzając Michael Jackson w najlepszym okresie swojej kariery, fajnie jest jak ludzie klaszczą, nawet jak mają niskie motywy… Odsunąłem samochód, wróciłem na chwilę koncertu posłuchać i pojechałem do domu. I tak sobie sięgnąłem wstecz pamięcią jak to z naszymi łódkami bywało… Zatem chyba w ostatniej klasie liceum mój kumpel Koniu kupił tą łódkę razem z 3 innymi kolesiami. No była w stanie w jakim była i prac wymagała. A czasy były, jakie były, w 1976 może niekoniecznie represyjne, ale krótkości w towarach gołym okiem widzialne były. No i pojawia się postać ZAOPATRZENI|OWCA, w owych latach to był bohater bez skazy, znaczy orli wzrok, klejkie łapy, stalowe szpony i ceramiczna wątroba plus pamięć jak słoń. Bo złotówka się wymieniała na przysługi wówczas, i towarzysko ekspedientka sklepie mięsnym była na topie, a już trafić taką w Domach Centrum to szczęście niewiarygodne było, do dzisiaj mam te buty które w 1979 jedna miła Pani dla mnie odłożyła.... Przez całą zimę chłopaki pracowały nad łódką, mnie tam wtedy nie było, znaczy plexi im załatwiłem na okna. Lakier załatwiony przez Zaopatrzeniowca był ekstra, przynajmniej w części dotyczącej kadłuba, faktycznie był nieprzemakalny aczkolwiek nie najlepiej wyglądał. W części pokładowej za to lśnił, wamać, jak psu na wiosnę ale niestety zastygnąć nie chciał. No tak czasem bywa, w każdym razie chłopaki w rejs popłynęli no i wrócili. Utytłani w brązie, a łódka stała się ostatnią przystanią dla milionów owadów, które, błyskiem zwabione, siadały i odkleić się nie mogły. Jak mówiłem, że to pływający lep na muchy imienia Kapitana Morgana to musiałem odejść poza zasięg pięści, a jak pytałem, czy im się żadna kobitka nie przylepiła to prosto w oczy proponowali mi danie w ryja... Zdecydowanie odmawiałem, sezon się skończył a pokład lepił się dalej...
__________________
|
#225
|
||||
|
||||
To jeszcze dorzucę ilustrację muzyczną....
http://www.youtube.com/watch?v=ihZq9wigGug
__________________
|
#226
|
||||
|
||||
Cytat:
Moja mama też pomalowała takim cudownie zdobytym lakierem podłogę w sypialni, a że trochę zostało, to jeszcze podbłyszczyła obudowę telewizora. Potem dywan przykleil się na stale do podłogi, a ojciec do telewizora, bo chcial ten telewizor po kilku dniach przestawić. Próby kupna utwardzacza nie powiodły się mimo wielu starań. Po kilku miesiącach klejenia się zdarto lakier łodziowy z podłogi.
__________________
Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić.... |
#227
|
||||
|
||||
Babka Gratka - ja im to mówiłem ale chcieli mnie lać za szczerość... Dokładnie, tak, komponentów brakowało a wsciekli byli dlatego, że im się żadna kobitka przykleić nie chciała....
tylko owady mieli....
__________________
|
#228
|
||||
|
||||
A w sypialni rodziców na podłodze przyklejała się sierść z kotów , które po kryjomu lubiły podsypiać na małżeńskim łożu.
__________________
Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić.... |
#229
|
||||
|
||||
Jesooo, jak to fajnie pogadać z kimś kto temat zna z autopsji
__________________
|
#230
|
||||
|
||||
Cytat:
Ha,ha,ha - ponoc jestes z Warszawy - w Yacht Klubie przy Wale Miedzeszynskim....byla tablica ogloszen......."handel" wymienny byl znany....farby, lakiery.......mozna bylo zdobyc bez wielkich problemow. Ale to bylo w latach do 1972 - pozniej nie wiem jak to dzialalo.
__________________
Kozła bój się z przodu, osła z tylu, a złego człowieka ze wszystkich stron. Szczęśliwego człowieka nie można obrazić. Można go tylko rozśmieszyć Dla zasady robie screeny wszystkich moich wypowiedzi! |
#231
|
||||
|
||||
Pamiętam obozy wędrowne. W Bieszczadach,w wakacje po ósmej klasie licealnej - chodziliśmy grupą, a tam jeszcze obwodnicy nie było, ani sklepów,ani pól namiotowych.
W Tatrach razu pewnego już jako studentka niosłam zaopatrzenie - plecak pełen ziemniaków kupionych w Kirach musiałam przenieść na Polanę Huciska, gdzie mieliśmy bazę. Szłam brzegiem szosy, każdy ziemniak wgniatal mi się w plecy, a szelki plecaka wcinaly się w ramiona, upał jak na Saharze....rozmyślałam o losie niewolników lub chłopów pańszczyźnianych, wyglądałam pewnie tak jak się czulam, czyli na wpół żywa.... Nagle zatrzymał się przede mną zaprzęg góralski wiozący biskupa. Najprawdziwszego biskupa i zaprosił mnie ten biskup do bryczki, proponując podwiezienie. Kurczę - on w purpurze, a ja w krótkich spodenkach, a dookoła socjalizm i przełom lat 60/70. Ten biskup musiał też w górach plecak nosić, skoro się zlitował i nie zgorszył krótkimi spodenkami. Nie miałam rozeznania w biskupach i nie wiem jak się nazywał.
__________________
Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić.... |
#232
|
||||
|
||||
Oj trafiła się nam prawdziwa gratka ...
do gawędziarzy dołączyła Babka Gratka . . . . . . . . . . . . . . . . Babko Gratko, Stalinie |
#233
|
|||
|
|||
No , proszę, Stalinie , ja tez bywam w Gniezdzie Piratow , ciekawe czy nie siedzielismy ława w ławę ?
|
#234
|
||||
|
||||
Cytat:
To jest nas więcej http://www.youtube.com/watch?v=f_C75NzNdxo ( podobno nagrane w Gnieździe- Roman Roczeń- przechyły)
__________________
|
#235
|
||||
|
||||
Cytat:
|
#236
|
||||
|
||||
Negroszanta
Najpierw ilustracja muzyczna
http://www.youtube.com/watch?v=WBPVVFAu1WA No i znowu wpadłem na chwilę do Piratów, tym razem, żeby program zobaczyć. Zmotoryzowany byłem, to kawę tylko wziąłem, podchodzę bliżej estrady, słucham jak grają, robi sie jakiś szum i słyszę, jak leci komunikat, że piwo do lokalu przywieźli ale nie ma go jak dostarczyć, chyba że właściciel samochodu o numerach rejestracyjnych .... odblokuje dojście do drzwi zaopatrzeniowych. Szybko się podniosłem, bo to mój samochód był, oklaski dostałem, jak nie przymierzając Michael Jackson w najlepszym okresie swojej kariery, fajnie jest jak ludzie klaszczą, nawet jak mają niskie motywy. Odsunąłem samochód, wróciłem na chwilę koncertu posłuchać, i sięgnąłem wstecz pamięcią jak to z naszymi łódkami bywało. Przez całą zimę pracowaliśmy z Koniem nad tą cholerną łódką, szmerglowanie, szpachlowanie, pył czopował usta i tylko piwo mu radę dawało, lakier narzędzia oblepiał niemiłosiernie. Na znanym już Zaopatrzeniowcu wymogliśmy dostawę dobrego lakieru, nie był może taki błyszczący jak poprzedni ale za to twardniał należycie. W międzyczasie skończyla sie kasa na piwo, przerzucilismy sie na wódeczkę bo szybciej poniewierała, co dziwnym trafem nie odbiło się na jakości prac. Nad szczegółami prac rozwodzić się nie chce, były brudne i nużące jak to zwykle bywa ale wreszcie skończyliśmy. Wyruszyliśmy z Zielonki gdzieś pod koniec czerwca, mały Fiat holował przyczepkę z łódką, wszystko gotowe w sensie wyposażenia. Byłem odpowiedzialny za żarcie, pojechałem na wieś i przywiozłem stosowny zapas kurzych owoców które następnie starannie ugotowałem, do tego jakaś zielenina, zupki w proszku i kompot - upadek finansowy sięgnął dna. Dojechaliśmy nad Zalew Zegrzyński. jak było ciemno, zdecydowaliśmy wraz z Koniem, że wodowanie w świetle dnia się odbędzie a noc spędzimy w maluchu. Przystąpiliśmy zatem do spożycia kolacji, składającej się z jaj na twardo, przywiezionych przeze mnie z działki, chleba i kompotu. No to gniotę skorupkę jajka i coś mokrego ścieka mi po ręku, cholera nie powinno tak być, proszę Konia żeby zapalił światło (akumulator był kiepski) no i widzę, że trzymam w ręku opierzonego kurczaczka. Koń zgniótł skorupkę swojego jajka i wyszło mu, że niestety ma to samo. Chleb spuchł nam w ustach cokolwiek, ale nie poddawaliśmy się okolicznościom, następne jajka wyciągaliśmy z torebki, rozbijali na zewnątrz o drzwi samochodu i oczekiwali na rezultat. Niestety poza dwoma przypadkami negatywny. Algorytm prosty się zrobił, torba, jajko, drzwi, wyciek, odrzut, no, jaj było ze dwadzieścia, tylko dwa normalne. Jak doktor Mengele się czułem. Później się wyjaśniło, że nastąpił błąd w sztuce w gospodarstwie, gdzie te jajka kupowałem, ktoś pomylił kurze gniazda i sprzedał jaja zalężone zamiast normalnych. Wysłuchałem od Konia, co on myśli na temat otrzymanego prowiantu, ja z kolei nalegałem na natychmiastowa dezynfekcje wewnętrzną, Koniu mówił, że częstą przyczyn chorób żeglarzy jest zapalenie płuc i on ma na to lekarstwo, przywiezione przez jego ojca z Kanady, ale musi je zostawic w rezerwie, bo nie wie, czy działa w przypadku zatruć pokarmowych. Ja wiedziałem, że jest to oryginalny rum Captain Morgan Black Label z Jamajki i wreszcie przekonałem go, co do sensowności użycia tego środka. Użyliśmy do ostatniej kropli. Obudziliśmy się następnego dnia koło południa. bar już działał i nawet piwo mieli. Na pokarmy stałe jakoś nie mieliśmy ochoty.Wodowanie łódki poszło jak z płatka, zasztauowaliśmy wszystkie rzeczy tylko nam jakieś dwie płaskie, grube blachy z dziurami zostały. Okazało się, że to są miecze Kaczorka, przykręcane do wzmocnień na poszyciu. No to łódkę za maszt i na bok, przykręcamy miecze ale nikt nie pomyślał, że jak się łódkę na płask położy to przez nieszczelności pomiędzy pokładem a kabiną mieszkalną i pomiędzy oknem z plexi a nadbudówka wody się naleje. No i trzeba było wszystko wyciągnąć, suszyć śpiwory i mogliśmy wypłynąć dopiero nazajutrz a ja na poważnie zacząłem rozmyślać nad fatum ciążącym nad ta łódką...
__________________
|
#237
|
||||
|
||||
Cytat:
Zaczyna być ciekawie-to fatum nad łódką? raczej d ... n... ż http://www.youtube.com/watch?v=JY1RjoZhWmM Dawaj dalej.
__________________
|
#238
|
||||
|
||||
aktre - jesteś niesprawiedliwa, tamzarazDupaNieŻeglarze....
Nie było zawodówek żeglarskich w PRLu, myśmy na amatorszczyznę skazani byli aczkolwiek kursy żeglarskie LOK skończyliśmy...
__________________
|
#239
|
||||
|
||||
Cytat:
Ma racje, dupki plywaly na baliach....Byli tez szczesciarze....ale do tego potrzebne byly kursy z Trzebiezy. .
__________________
Kozła bój się z przodu, osła z tylu, a złego człowieka ze wszystkich stron. Szczęśliwego człowieka nie można obrazić. Można go tylko rozśmieszyć Dla zasady robie screeny wszystkich moich wypowiedzi! |
#240
|
||||
|
||||
Całkiem jak Francuz...
Te wspomnienia spod Piratów jakieś klapki otwierają, grał Drakkar Północnych Fiordów, nawet płytkę mi sprzedali. Dobrze było potańczyć jak zwykle, podobno oddechu pozbawiałem ale to już przesada jak sądzę, no fakt uwielbiam czosnek ale co z tego? Towarzystwo przy stoliku się psie dobrało, każdy miał albo ma psa, toteż i rozmowa sympatycznych czworonogów dotyczyła, każdy cos miał na ten temat do powiedzenia, jak zwykle byłem zmotoryzowany, więc tylko słuchałem jak w miarę spożytych piw geniusz psów rośnie w postępie arytmetycznym, W każdym razie wyszedłem to jak zwykle pomyślałem sobie o łódkach.
Zatem wypłynęliśmy sobie z Koniem z Ryni o poranku na przestwór Zalewu, wiatr był, łódka śmigała, rzeczy mniej więcej suche. Plan był taki, ze za dwa dni miał płynąć jeden gościu na silniku i przeciągnąć nas przez Narew i Pisę do Rucianego. Faktycznie, koleś płynął ale miał dwie łódki na holu a w tych łódkach całkiem fajne laski, teraz mu się nie dziwię, ale wtedy byliśmy wkurzeni, bo rozmowa była typu: - Wicie, rozumicie… Ale trudno mu się dziwić, mojemu kumplowi daleko było do laski a mnie jeszcze dalej. Próbowaliśmy halsować pod prąd, wiatr był dobry ale niestety, nawet do Wierzbicy dotrzeć się nie dało, prąd był silniejszy. Zatem telefon do domu, że jednak Mazury odpadają i wielka radość w odpowiedzi, że świetnie się składa, bo właśnie przyleciała Dzidziula z Francji ze swoim narzeczonym Ericem i jeszcze kumpel z Uniwerku tez chciał się załapać ze swoją kobitką, do tego kobitka Konia no i zrobiło się tłoczno. Wiadomo, że śpimy pod namiotami, załatwiliśmy miejsce w ośrodku dla rzemieślników, popłynęliśmy na drugą stronę do Jadwisina. Zabraliśmy wszystkich, zrobił się tłok jak cholera, wróciliśmy do rzemieślników, nabyliśmy skrzynkę piwa i chcieliśmy się rozbić z namiotami ale okazało się, ze to 5 złotych od głowy na dzień kosztuje, zniesmaczeni takim zdzierstwem postanowiliśmy zaanektować wyspę. No i się udało, tylko ze kierownik ośrodka rzemieślników uniósł się honorem i powiedział, ze skoro nie płacimy za pobyt to on nie ma dla nas piwa. To była szykana, bo mial jak raz piwnicę pełna Żywca a dobre piwo cholernie trudno bylo dostać. Olaliśmy to wykonując rejsy zaopatrzeniowe do Jadwisina i zaczęliśmy prowadzić szczęśliwe życie dzikusów – zgodnie z receptą Jean Jacques’a Rousseau. Się jadło – głównie makarony, zupki i ziemniaki, piło, paliło, żeglowało, czasem dzwoniło do Warszawy. No i Koniu zadzwonił do Warszawy i okazało się, że musi wrócić bo coś tam, bo coś tam. Miałem nadzieję, ze podczas swojej nieobecności mianuje mnie kapitanem w swoim zastępstwie ale niestety wybrał Francuza. Niewykluczone, że pewna rolę mógł odegrać karton brandy przywieziony przez wyżej wymienionego, moje alpagi niestety nie miały takiej siły przebicia. Po wyjeździe Konia pięknego ranka Eric zdecydował, ze popływamy, faktycznie wiatr był ekstra i nawet taki Kaczorek szparko pomykał. No to pływamy, jest pięknie, aczkolwiek niekonwencjonalnie, bo dla podrasowania widoku Eric kazał wszystkim się przesiąść na burtę zawietrzną, faktycznie łódeczka się przechyliła jak cholera, niemniej wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że Eric postanowił wykonać zwrot przez rufę, co przy takim obciążeniu burty zawietrznej zaowocowało wielkim CHLUP! I zwrotem przez maszt. Znaczy grzyba postawił. No to nagle jestem w wodzie, odruchowo łapię za okulary coby nie utonęły, temperatura spoko, wypływam na powierzchnię, liczę łby, wszystko się zgadza. Łódka płynęła z prądem, kadłuba się trzymamy i ogólnie fajnie, kobitkom koszulki się poprzylepiały, spoko podziwiamy walory – no było na co popatrzeć, ci Francuzi to nawet katastrofy sexy zrobić potrafią. Do wyspy daleko nie było, łódka nagle przestała dryfować, kobitki odholowaliśmy do brzegu, zostało nas dwóch, znaczy Eric i ja, próbowaliśmy postawić łódkę z powrotem ale nie szło. Pojawiły się jakieś motorówki bo w upalny dzień to sensacja była, podali hol, chcieli nas ściągnąć ale kompletnie postępów nie było. To nurkujemy wedle masztu coby żagiel z knagi odwiązać, fok schodzi spoko, grot też jakoś idzie, żagle wyciągamy ale maszt tkwi dalej. Widoczność w wodzie na 3 metrach kiepska była, domacujemy się jakichś gałęzi i wszystko jasne – maszt utkwił w konarach zatopionego drzewa. Kolesie od motorówek zastosowali rozwiązania siłowe – innych nie było, przymocowali hol do rufy, okręcili łódkę dookoła osi szarpnęli i poszło. Znaczy drzewo poszło ale i wanty z jednej burty też. Łódka nadawała się do pływania wyłącznie na pagaju, Koń jak wrócił to zsiniał i zaniemówił, nawet ten karton brandy nie przywrócił mu humoru. Przez ostatnie trzy dni było jak na filmie ze szkoły polskiej – same widoki, walenie z gwinta, zero dialogów, jak juz były to brzmiały sztucznie i od czapy, popłynęliśmy do Jadwisina i pomogłem Koniowi złożyć maszt i załadować łódkę na przyczepkę, mając już teraz 100% pewności, że łódka jakimś fatum jest obciążona. A po sezonie się utarło, że jak ktoś coś mocno spieprzył, to się mówiło: Całkiem jak Francuz…
__________________
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Mój wnuczek | krise1 | Jestem babcią, jestem dziadkiem | 27 | 05-10-2019 21:04 |
PRL - Blaski I Cienie... | Lila | Polityka - wątki archiwalne | 552 | 23-02-2010 00:55 |
55 lat temu zbiegł z PRL budowniczy PRL ... | z centrum | Polityka - wątki archiwalne | 5 | 08-01-2009 13:40 |
Jedną nogą w PRL. | z centrum | Polityka - wątki archiwalne | 10 | 17-10-2008 16:27 |
„Mała Moskwa” – film o trudnych dla Polaków i Rosjan czasach PRL-u - komentarze | Mietek Legnica | Ogólny | 2 | 27-04-2008 13:11 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|