|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#381
|
||||
|
||||
Siedem czerwonych róż - Janusz Gniatkowski
http://www.youtube.com/watch?v=t4yqY...eature=related
muzyka: A. Maklakiewicz słowa: E. Żytomirski Miła, miła, co dzień mnie twój jasny wita wzrok, co dzień dodaje sił mocny uścisk twoich drobnych rąk. Co dzień, co dzień, czeka mnie szczęśliwy domu próg miła, miła, cóż bym w zamian dać ci mógł? Przynoszę tobie siedem czerwonych róż, z miłosną pieśnią siedem czerwonych róż. Za każdy dzień po jednej róży weź i wraz z różami przyjm tę pieśń. Za siedem zmierzchów siedem czerwonych róż, za siedem świtów siedem czerwonych róż, za słońca blask, za szczęście co płynie w nas za miłość… siedem czerwonych róż
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#382
|
||||
|
||||
Księgi Pierwsze - O żywocie ludzkim
Kochanowski Jan Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy, Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy; Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy, Prózno tu człowiek ma co mieć na pieczy. Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława, Wszytko to minie jako polna trawa; Naśmiawszy się nam i naszym porządkom, Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom. Księgi Pierwsze - O żywocie ludzkim Kochanowski Jan Wieczna Myśli, któraś jest dalej niż od wieka, Jesli cię to rusza, co czasem człowieka, Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy Patrząc na rozmaite świata tego sprawy. Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci, W taki treter, że z sobą wyniesiem i śmieci. Więc temu rękaw urwą, a ten czapkę straci; Drugi tej krotochwile i włosy przypłaci. Na koniec niefortuna albo śmierć przypadnie, To drugi, choćby nierad, czacz porzuci sadnie. Panie, godnoli, niech tę rozkosz z Tobą czuję: Niech drudzy za łby chodzą, a ja sie dziwuję |
#383
|
||||
|
||||
Józef Ignacy Kraszewski
Dziad i Baba
Tadeusz Makowski Był sobie dziad i baba, Bardzo starzy oboje, Ona kaszląca i słaba, On skurczony we dwoje. Mieli chatkę maleńką, Taką starą jak oni, Jedno miała okienko I jeden był wchód do niej. Żyli bardzo szczęśliwie I spokojnie jak w niebie, Czemu ja się nie dziwię, Bo przywykli do siebie. Tylko smutno im było, Że umierać musieli, Że się kiedyś mogiłą Długie życie rozdzieli. I modlili się szczerze, Aby Bożym rozkazem, Kiedy śmierć ich zabierze, Zabrała dwoje razem. – Razem? To być nie może, Ktoś choć chwilę wprzód skona! – Byle nie ty, nieboże! – Byle tylko nie ona! – Wprzód umrę! – woła baba. – Jestem starsza od ciebie, Co chwilę bardziej słaba, Zapłaczesz na pogrzebie. – Ja wprzódy, moja miła. Ja kaszlę bez ustanku I zimna mnie mogiła Przykryje lada ranku. – Mnie wprzódy! – Mnie, kochanie! – Mnie, mówię! Dośćże tego, Dla ciebie płacz zostanie! – A tobie nic, dlaczego? I tak dalej, i dalej Jak zaczęli się kłócić, Jak się z miejsca porwali, Chatkę chcieli porzucić. Aż do drzwi, puk, powoli: – Kto tam? – Otwórzcie, proszę, Posłuszna waszej woli, Śmierć jestem, skon przynoszę! – Idź, babo, drzwi otworzyć! – Ot to, idź sam, jam słaba, Ja pójdę się położyć – Odpowiedziała baba. – Fi! Śmierć na słocie stoi I czeka tam nieboga! Idź, otwórz z łaski swojej! – Ty otwórz, moja droga. Baba za piecem z cicha Kryjówki sobie szuka, Dziad pod ławę się wpycha… A śmierć stoi i puka. I byłaby lat dwieście Pode drzwiami tak stała, Lecz znudzona, nareszcie Kominem wejść musiała.
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#384
|
||||
|
||||
Dziękuję Ci Nutko za ten piękny wiersz.
|
#385
|
||||
|
||||
Dziękuję Danusiu, że przypomniałaś mi znów "Dziada i Babę" - wiersz z dzieciństwa....opowiadała babcia, opowiadała mama, potem ja wnuczkom - uczyłyśmy się go na pamięć, może one z kolei będą go opowiadać swoim dzieciom.
__________________
''Absurdem jest żądać od człowieka, aby nigdy się nie zmieniał." http://donkaja0335.blog.onet.pl/ |
#386
|
||||
|
||||
Czy powróci?
Józef Ignacy Kraszewski Matuleńku, on nie wróci, On pojechał w obcą stronę, On zapomni i porzuci, Biedne dziewczę opuszczone! Patrzę co wieczór na drogę, Patrzę na drogę co ranka, Czemu zapomnieć nie mogę, Albo zobaczyć kochanka?! Rano jemu zbieram kwiatki Wieczór czekam na jagody, I stoję na progu chatki, Zawsze sama, tak jak wprzódy! W nocy ledwie pies zaszczeka, Zrywam się, szukam oczyma, A serce bije i czeka, A jego nie ma i nie ma! Może jutro... Jutro wschodzi, Ja biegnę znowu na drogę I jutro całe przechodzi, Doczekać się go nie mogę! O święty stróżu aniele! Doprowadź go przez bezdroże, A ja ci w naszym kościele, Wianek i świecę położę. |
#387
|
||||
|
||||
To jest piosenka, którą w dzieciństwie śpiewał mi mój tata.
Rosła kalina muzyka Ignacy Marceli Komorowski słowa Teofil Lenartowicz Rosła kalina z liściem szerokiem, Nad modrym w gaju rosła potokiem, Drobny deszcz piła, rosę zbierała, W majowym słońcu liście kąpała, W lipcu korale miała czerwone, W cienkie z gałązek włosy splecione. Tak się stroiła jak dziewczę młode I jak w lusterko patrzyła w wodę. Wiatr co dnia czesał jej długie włosy, A oczy myła kroplami rosy, U tej krynicy, u tej kaliny, Jasio fujarki kręcił z wierzbiny I grywał sobie długo żałośnie, Gdzie nad krynicą kalina rośnie. I śpiewał sobie: dana, oj dana, A głos po rosie leciał co rana. Kalina liście zielone miała I jak dziewczyna w gaju czekała. A gdy jesienią w skrzynkę zieloną, Pod czarny krzyżyk Jasia złożono, Biedna kalina snać go kochała, Bo wszystkie swoje liście rozwiała. Żywe korale rzucała w wodę Z żalu straciła swoją urodę. |
#388
|
||||
|
||||
Zachodźże słoneczko.
Wariant 1
Zachodźże, słoneczko, skoro masz zachodzić, bo nas nogi bolą po tym polu chodzić./bis Nogi bolą chodzić, ręce bolą robić, zachodźże, słoneczko, skoro masz zachodzić./bis Żebyś ty, słoneczko, na zarobku było, to byś ty, słoneczko, prędzej zachodziło./bis Aleś ty, słoneczko, na zarobku nie jest, chodzisz sobie górą jak siwy gołąbek./bis Bo siwy gołąbek nie narobi szkody, na ziemię przyleci, napije się wody./bis Za las, słonko, za las, nie wyglądaj na nas, wrócisz do nas jutro, jak będzie raniutko./bis , [3] Wariant 2 Zachodźże, słoneczko, skoro masz zachodzić, bo nóżki mnie bolą za gąskami chodzić. Rączki bolą robić, nóżki bolą chodzić, zachodźże, słoneczko, skoro masz zachodzić. Gąski także śpiące, cichutko gęgają, smutno pastuszkowie po polu hukają. Utwór pochodzi z repertuaru Zespołu „Mazowsze” . Druga wersja utworu jest tekstem oryginalnym . |
#389
|
||||
|
||||
Zosia i Ułani
W lesie przy strumyku Zosia rwie jagody Na siwym koniku jedzie ułan młody Hej, dziewczyno, rzuć jagódki Wszak ułana żywot krótki Już za lasem wre potyczka Rumianego użycz liczka Zosia oczy skryła skromnie pod rzęsami sukienkę splamiła sobie jagódkami A choć krzyczy mama sroga Nie żałuje nic nieboga Bo z ułana za dwa dzionki Jeno krzyżyk i skowronki W lesie przy strumyku Zosia szuka jeżyn Na gniadym koniku drugi ułan bieży ułan młody i dorodny i miłości Zosi godny Chwyci Zosię wpół i przegnie I pokocha, i polegnie Jak woda w strumyku Tak Zosi czas leci Na wronym koniku pędzi ułan trzeci Ułan pięknie Zosię prosi strasznie żal ułana Zosi A nad nimi chmurka sina I czerwona jarzębina Zbiera Zosia grzybki Zebrała z pół kwarty Na bułanku chybkim pędzi ułan czwarty A gdy już skończone boje wodzi Zosia dziecię swoje Na kurchanek w polu świeży gdzie tatusiów szwadron leży Śpiewa Irena Kwiatkowska http://www.youtube.com/watch?v=NBKlYMgBrjM
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#390
|
||||
|
||||
Ciekawy tekst Nutko.
I bardzo piękny obraz. POWRÓT TATY BALLADA "Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem Za miasto, pod słup na wzgórek, Tam przed cudownym klęknijcie obrazem, Pobożnie zmówcie paciórek. Tato nie wraca; ranki i wieczory We łzach go czekam i trwodze; Rozlały rzeki, pełne zwierza bory I pełno zbójców na drodze". Słysząc to dziatki biegą wszystkie razem, Za miasto, pod słup na wzgórek, Tam przed cudownym klękają obrazem I zaczynają paciórek. Całują ziemię, potem: "W imię Ojca, Syna i Ducha świętego, Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca, Teraz i czasu wszelkiego". Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę, Dziesięcioro i koronki, A kiedy całe zmówili pacierze, Wyjmą książeczkę z kieszonki: I litaniją do Najświętszej Matki Starszy brat śpiewa, a z bratem "Najświętsza Matko - przyśpiewują dziatki, Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!" Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą I wóz znajomy na przedzie; Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą: "Tato, ach, tato nasz jedzie!" Obaczył kupiec, łzy radośne leje, Z wozu na ziemię wylata; "Ha, jak się macie, co się u was dzieje? Czyście tęskniły do tata? Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi? A ot rozynki w koszyku". Ten sobie mówi, a ten sobie mówi, Pełno radości i krzyku. "Ruszajcie - kupiec na sługi zawoła - Ja z dziećmi pójdę ku miastu". Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła, A zbójców było dwunastu. Brody ich długie, kręcone wąsiska, Wzrok dziki, suknia plugawa; Noże za pasem, miecz u boku błyska, W ręku ogromna buława. Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły, Tulą się pod płaszcz na łonie; Truchleją sługi, struchlał pan wybladły, Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie. "Ach, bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek, Tylko puszczajcie nas zdrowo, Nie róbcie małych sierotami dziatek I młodej małżonki wdową". Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga, Zabiera konie, a drugi "Pieniędzy!" krzyczy i buławą sięga, Ów z mieczem wpada na sługi. Wtem: "Stójcie, stójcie!" - krzyknie starszy zbójca I spędza bandę precz z drogi, A wypuściwszy i dzieci, i ojca, "Idźcie, rzekł, dalej bez trwogi". Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie: "Nie dziękuj, wyznam ci szczerze, Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie, Gdyby nie dziatek pacierze. Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało, Darzą cię życiem i zdrowiem; Im więc podziękuj za to, co się stało, A jak się stało, opowiem. Z dawna już słysząc o przejeździe kupca, I ja, i moje kamraty, Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca Zasiadaliśmy na czaty. Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty, Modlą się dziatki do Boga, Słucham, z początku porwał mię śmiech pusty, A potem litość i trwoga. Słucham, ojczyste przyszły na myśl strony, Buława upadła z ręki; Ach! ja mam żonę, i u mojej żony Jest synek taki maleńki. Kupcze! jedź w miasto, ja do lasu muszę; Wy, dziatki, na ten pagórek Biegajcie sobie, i za moję duszę Zmówcie też czasem paciórek". |
#391
|
||||
|
||||
Uwielbiam takie ballady, dziadek śpiewał mi podobne w dzieciństwie, nie wiem skąd ich tyle znał.
RYBKA BALLADA (Adam Mickiewicz) (ze śpiewu gminnego) Od dworu, spod lasa, z wioski, Smutna wybiega dziewica, Rozpuściła na wiatr włoski I łzami skropiła lica. Przybiega na koniec łączki, Gdzie w jezioro wpada rzeka; Załamuje białe rączki I tak żałośnie narzeka: "O wy, co mieszkacie w wodzie, Siostry moje Świtezianki, Słuchajcie w ciężkiej przygodzie Głosu zdradzonej kochanki. Kochałam pana tak szczerze, On mię przysięgał zaślubić, Dziś księżnę za żonę bierze, Krysię ubogą chce zgubić. Niechże sobie żyją młodzi, Niech się z nią obłudnik pieści, Niech tylko tu nie przychodzi Urągać się z mych boleści. Dla opuszczonej kochanki Cóż pozostało na świecie? Przyjmijcie mię, Świtezianki! Lecz moje dziecię... ach, dziecię!" To mówiąc rzewnie zapłacze. Rączkami oczy zasłoni I z brzegu do wody skacze, I w bystrej nurza się toni. Wtem z lasu, gdzie się dwór bieli, Tysiączne świecą kagańce, Zjeżdżają goście weseli, Muzyka, hałas i tańce. Lecz mimo tego hałasu Płacz dziecięcia słychać w lesie, Wierny sługa wyszedł z lasu I dziecię na ręku niesie. Ku wodzie obraca kroki, Gdzie łoza, gęsto spleciona, Wzdłuż wykręconej zatoki Okryła rzeki ramiona. Tam staje w ciemnym zakątku, Placze i woła: "Niestety! Ach, któż da piersi dzieciątku! Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?" "Tu jestem, w rzece u spodu, - Cichy mu głos odpowiada - Tutaj drżę cała od chłodu, A żwir mnie oczki wyjada. "Przez żwir, przez ostre kamuszki Fale mnie gwałtowne niosą; Pokarm mój koralki, muszki. A zapijam zimną rosą". Lecz sługa, jak na początku, Tak wszystko woła: "Niestety! Ach, któż da piersi dzieciątku? Ach, gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?" Wtem się coś z lekka potrąci Śród kryształowej przezroczy, Woda się z lekka zamąci, Rybka nad wodę podskoczy; I jak skałka płaskim bokiem Gdy z lekkich rąk chłopca pierzchnie, Tak nasza rybka podskokiem Mokre całuje powierzchnie. Złotymi plamki nadobna, Kraśne ma po bokach piórka, Główka jak naparstek drobna, Oczko drobne jak paciórka. Wtem rybią łuskę odwinie, Spójrzy dziewicy oczyma; Z głowy jasny włos wypłynie, Szyjka cieniuchna się wzdyma. Na licach różana krasa, Piersi jak jabłuszka mleczne, Rybią ma płetwę do pasa, Płynie pod chrusty nadrzeczne. I dziecię bierze do ręki, U łona białego tuli, "Luli - woła - mój maleńki, Luli, mój maleńki, luli". Gdy dziecię płakać przestało, Zawiesza kosz na gałęzi I znowu ściska swe ciało, I główkę nadobną zwęzi. Znowu ją łuski powleką, Od boków wyskoczą skrzelki, Plusła i tylko nad rzeką Kipiące pękły bąbelki. Tak co wieczora, co ranka, Gdy sługa stanie w zakątku, Wraz wypływa Świtezianka, Żeby dać piersi dzieciątku. Za cóż jednego wieczora Nikt nie przychodzi na smugi? Już zwykła przemija pora; Nie widać z dziecięciem sługi. Nie może on przyjść tą stroną, Musi zaczekać troszeczkę, Bo właśnie teraz pan z żoną Poszli przechadzką nad rzeczkę. Wrócił się, czekał z daleka, Za gęstym usiadłszy krzakiem; Lecz próżno czeka i czeka, Nikt nie powracał tym szlakiem. Wstaje i dłoń w trąbkę zwinął, I patrzył przez palców szparę, Ale i dzień już przeminął, I mroki padają szare. Czekał długo po zachodzie, A gdy noc gwiazdy zapala, Zbliża się z lekka ku wodzie I śledzi oczyma z dala. Przebóg! cudy czy moc piekła! Uderza go widok nowy. Gdzie pierwej rzeczułka ciekła, Tam suchy piasek i rowy. Na brzegach porozrzucana Wala się odzież bez ładu, Ani pani, ani pana Nie widać nigdzie ni śladu. Tylko z zatoki połową Sterczał wielki głazu kawał I dziwną kształtu budową Dwa ludzkia ciała udawał. Zdumiewa się wierny sługa, Rozpierzchłych myśli nie złowił; Przeszła godzina i druga, Nim wreszcie słówko przemówił. "Krysiu, o Krysiu!" - zawoła: Echo mu "Krysiu" odpowie, Lecz próżno patrzy dokoła, Nikt nie pokazał się w rowie. Patrzy na rów i na głazy, Otrze pot na licu zbladłem, I kiwnie głową trzy razy, Jakby chciał mówić: już zgadłem. Dzieciątko na ręce bierze, Śmieje się dzikim uśmiechem, I odmawiając pacierze Wraca do domu z pośpiechem. |
#392
|
||||
|
||||
Jaki dziwny, przewrotny wiersz.
Bolesław Leśmian/ WIOSNA Takiej wiosny rzetelnej, jaką w swym powiecie Widział Jędrek Wysmółek - nikt nie widział w świecie! Poprzez okno karczemne łeb w bezmiar wyraził I o mało się w durną mgłę nie przeobraził! Lecz umocnił się w karku i nieco przybladłszy, Łbem pochwiał dla otuchy, i splunął i patrzy... Jego własna chałupa wraz z babą i sadem Odwróciła się nagle nieproszonym zadem. Wieprz-znajomek, nie większy na pozór od snopa, Biegnie w skradzionych portkach Magdzinego chłopa. Ryj mu Lilią zakwita! Czar bije od przodu! I z wołaniem: "Gdzie Magda?" - pcha się do ogrodu! Wóz drabiasty, jaskółczej doznając uciechy, Z okrzykiem: "Co ja robię?" - frunął ponad strzechy. A wójt w ślad mu się jarzy to modry, to złoty I zębami przedrzeźnia znikłych kół turkoty. Wywróconą na opak do rowu ulicą Mknie Kachna i płonącą powiewa spódnicą. Wichrzy się i pokłębia i upałem bucha, Cała w ogniu i szumie! Pożar - nie dziewucha! Skry miota wedle woli - nie szuka powodu, I z szeptem: "Moja wina!" - dymi się od spodu! A Maciej - ten z przeciwka, co to brak mu klepki, Konno dybie w niebiosy wesoły i krzepki! Cały w różach i malwach, coraz nieznajomszy Pyskiem w niebie wydziwia, jakby służył do mszy. Tuż obok, jak to bywa między błękitami, Przelatuje siedząco Pan Bóg z aniołami. A ten wrzeszczy od rzeczy i na koniu pstroku To skoczy, to zje malwę, to ginie w obłoku! |
#393
|
||||
|
||||
Szła dzieweczka do laseczka
Śpiewają Siostry Triola (1949)
http://www.youtube.com/watch?v=ZHMsK...eature=related Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego, Do zielonego, do zielonego. Napotkała myśliweczka, bardzo szwarnego, Bardzo szwarnego, bardzo szwarnego. Ref: Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom Gdzie jest ta dziewczyna , co kocham ją. Znalazłem ulicę, znalazłem dom, Znalazłem dziewczynę co kocham ją. Myśliweczku, kochaneczku bardzom ci rada, Bardzom ci rada, bardzom ci rada. Dałabym ci chleba z masłem, alem go zjadła, Alem go zjadła, alem go zjadła. Ref: Gdzie jest ta ulica ... itd. Jakżeś zjadła, tożeś zjadła, to mi się nie chwal, To mi się nie chwal, to mi się nie chwal. Bo jak bym cię w lesie spotkał, to bym cię zeprał, To bym cię zeprał, to bym cię zeprał. Ref: Gdzie jest ta ulica ... itd. Myśliweczku bardzo szwarny, czemu oczka masz, Czemu oczka masz, czemu oczka masz. A ta jego kochaneczka, łezki ociera, Łezki ociera, łezki ociera. Ref: Gdzie jest ta ulica ... itd. Po cóż płaczesz, lamentujesz, moja dziewczyno, Moja dziewczyno, moja dziewczyno. Wypłakałaś swoje oczka, nie miałaś o co, Nie miałaś o co, nie miałaś o co. Ref: Gdzie jest ta ulica ... itd.
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#394
|
||||
|
||||
Wzruszające Nutko, miło posłuchać starej piosenki, a ostatnich dwóch zwrotek nie znałam.
|
#395
|
||||
|
||||
Wklejam wiersz Leśmiana, ponieważ bardzo go lubię.
Leśmian Bolesław Samotność Wiatr wie jak trzeba nacichać... Za oknem - mrok się kołysze. Nie widać świata, nie słychać, Lecz ja coś widzę i słyszę... Ktoś z płaczem ku mnie z dna losu Bezradną wyciąga rękę! Nie znam obcego mi głosu, Ale znam dobrze tę mękę! Zaklina, błaga i woła, Więc w mrok wybiegam na drogę I nic nie widząc dokoła, Zrozumieć siebie nie mogę! W brzozie mgła sępi się wiotka. Sen pusty!... Wracam do domu... Nie! Nikt się z nikim nie spotka! Nikt nie pomoże nikomu! |
#396
|
||||
|
||||
Moja gitara / rozśpiewany Lwów
Mam gitarę kupioną we Lwowie,
Mam ją chyba z dwadzieścia parę lat, Urodziła się na Łyczakowie U stolarza, który przy niej Lubił śpiewać swej dziewczynie. Z tą gitarą wędruję po świecie, Po dancingach co nocy na niej gram, Ale gdy jesteśmy sami, Wtedy najcudowniej brzmi, Gdy o Lwowie rzewnym głosem śpiewa mi: Przyjacielu, co chcesz to mów, Nie ma jak rozśpiewany Lwów! Tam, gdy batiar sztajerka gra, To nawet stare domy tańczą, Oj di-ra-di-ra. Szkoda gadać i szkoda słów, Nie ma nie ma, jak miasto Lwów! Nie ma jak to: ta joj, ta idź! Ta chcesz szczęśliwym być: To jedź do Lwowa! Ta gitara, choć tylko jest z drzewa, Ale serce i duszę ludzką ma, Kiedy tuli się do mnie, śpiewa, To aż z oczu łzy wyciska, Taka mi jest wtedy bliska. I lecimy myślami do Lwowa, Przebiegamy ulice wzdłuż i wszerz I stajemy aż na Rynku, Gdzie kamienny stoi lew Zasłuchany w mój i mej gitary śpiew: Przyjacielu, co chcesz to mów... http://www.youtube.com/watch?v=_8znzJ1WhRM
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#397
|
||||
|
||||
PIEŚŃ O ŚWIĘTYM JOPIE
Wszechmocny Panie miły, W mocy twojej nad cię nie jest inny, Ty miłujesz sługi swoje, Ktorzy czynią, Panie, wolę twoję. Był mąż jeden sprawiedliwy, W prostości swej barzo bojaźliwy, Ktoremu Jop1 imię było, Po wszystkim świecie o nim słynęło. Ten Boga wiernie miłował, Złości się wszelakiej wiarował2; A wszakoż nic nie utracił na tym, Wziął zapłatę od Boga na potym. Ten Jop miał syny urodne3 I trzy corki barzo też nadobne, Ktore sam Bog prawie umiłował I w łasce swojej świętej zachował. Na wschod słońca świata tego Nie było tam nasprawiedliwszego, Ktory by w swej sprawiedliwości trwał, Miłego Boga wiernie miłował. Zostało się dnia niektorego, Rzekł Pan Bog do czarta onego: "I skąd idziesz, ty marny szatanie?" "Zwodziłem świat, moj namilszy Panie". "Gdyś tak świata wiele zwiedział4, A na nimś tak wiele przebywał, Widziałeś tam sługę mego, Jopa, męża nasprawiedliwszego". Odpowiedział szatan potym: "Teżem5 słychał dobrze o tym, Ale mię przepuść6 na niego, Niech się dotknę ciała Jopowego". Tam z dopuszczenia Bożego Posłał Pan Bog szatana onego, Doświadczając Jopowej stałości, Toć uczynił z swej świętej miłości. Aczkolwiek był człowiek święty, Trzody jego były też odjęte. Wszytek jemu dobytek zabrano. Sługi jego wierne pościnano. Drugie poselstwo przysłano A tak jemu odpowiedziano: "Eja7, Jopie, panie miły, Twoje dziatki w niewolę pobrali". Usłyszawszy Jop zapłakał, Na sobie odzienie podrapał, Głowę swoję ogolić dał, Miłego Boga wiernie miłował. "Wszechmocny Panie miły, Coś uczynił w tej to krotkiej chwili, Za to ja tobie, Panie, dziękuję, Ciebie, Boże, prawdziwie miłuję. Wyszedłem nagi na ten świat, Co jest człowiek, jeno rożany kwiat? Tej godziny zdrow i wesoł będzie, A nazajutrz jużci go nie będzie. Dałeś mi wiele jako Pan A zasięś8 mi to wszystko pobrał sam. Jako tobie, Panie, lubo było, Tak się wszystko odmienić musiało". Państwa9 na świecie dosyć miał, W dobytkach go Pan Bog pomnażał Pięćset tysiąc owiec było, Trzy tysiące wielbłądow chodziło. Czeladź niezliczona była, Ktora jemu tak wiernie służyła: Toć mu Bog dał za cnotę jego, Nie zapomniał Jopa, sługi swego. "Bądź błogosławion, Panie moj, Ciebie chwali Jop, wierny sługa twoj, Tyś jest dobry i też sprawiedliwy, I we wszem Pan barzo miłościwy". Toć żona jego słyszała, Na sobie odzienie podrapała: "Czemu chwalisz Pana Boga tego, Przepuści na cię co szkodliwszego". On jej na to odpowiedział: "Tegom-ci na cię10, żono, nie wiedział, Żebyś też tak szalona była, Żebyś przeciwko Bogu bluźniła. Miło nam było dobre brać, A złe także mamy też przyjmować. A chceszże wiedzieć ode mnie, Że mię Bog jeszcze nie zapomnie". Gdy tamo na śmieciach leżał, Panu Bogu wiernie on dziękował. "Boże miły, Panie z wysokości, Racz mię karać z swej świętej miłości". Robacy też w ciele były, A barzo jego ciało dręczyły, Za skorą jego prawie szemrały, Wszystko ciało jego powierciały11. Skrzypcy12 przed nim gdy skrzypali, W niemocy go nieco pocieszali, On gdy oczyma na nie wejźrzał, Silna rzewno Jop miły zapłakał. "Borze miły z wysokości, Zapłać to wam z swej świętej miłości, Iżeście mię teraz nawiedzili: W niemocyście nieco pocieszyli. Gdy mię w ubostwie widzicie, Za przykre tego sobie nie miejcie, Co ja teraz na swoim dworze mam, Tego też wszystkiego wam udzielam". Gdy za skorę rękę wetknął, Garść robakow z swego ciała wyjął, Gdy je też tam w skrzypce wrzucił, Pan Bog je w szczyre złoto obrocił. To żona jego widziała, A tak jego prawie przeklinała. Barzo mu prawie nałajała, Dalej mu więcej służyć nie chciała. Przyjaciele przychodzili, Ażeby go nieco pocieszyli, Nie śmieli tam i słowa przemowić Bojąc się w takowej niemocy być. Stojąc nad Jopem płakali, Popiołem się też posypowali, Z daleka prawie nań poglądali, Prawie go też zaledwie poznali. Ale Pan Bog miłościwy, W miłosierdziu barzo szczodrobliwy: "Eja, Jopie, ty stworzenie moje, Com ci był wziął, dam ci tylo troje13!" I był panem znamienitym, Ktory też się mienił być przeklętym, Miał też dosyć śrebra i złota, I dziatki też miewał bez kłopota. Amen Objaśnienia Utwór zachował się m.in. w rękopisie Biblioteki Uniwersyteckiej we Lwowie (nr 909 II, po 1524 ) oraz w druku Pieśni postne starożytne... (1607-1618), za którym podajemy niniejszy tekst. 1Jop (Jop, Hiob) - mąż biblijny, o którym opowiada jedna z ksiąg Starego Testamentu (Księga Joba). 2wiarować - ustrzegać 3urodne - urodziwe, dorodne. 4zwiedział - zwiedził. 5teżem - takżem, też. 6przepuść - dopuść, dozwól. 7eja - ach! 8zasięś - z powrotem, potem. 9państwa - panowania, władzy. 10tegom-ci na cię - tzn. tego po tobie. 11powierciały - powierciły, podziurawiły. 12skrzypcy - skrzypkowie; skrzypać - grać na skrzypcach. 13troje - potrójnie.
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#398
|
||||
|
||||
Warszawianka 1831
Warszawianka 1831 - została napisana w języku francuskim przez narodowego poetę Francji Casimira François Delavigne'a pod wpływem wydarzeń powstania listopadowego
1. Oto dziś dzień krwi i chwały, Oby dniem wskrzeszenia był, W tęczę Franków Orzeł Biały Patrząc lot swój w niebo wzbił, Słońcem lipca podniecany, Woła do nas z górnych stron, "Powstań Polsko, skrusz kajdany, Dziś twój tryumf albo zgon." ref. Hej, kto Polak, na bagnety! Żyj swobodo, Polsko żyj, Takim hasłem cnej podniety, Trąbo nasza, wrogom grzmij! 2. Na koń, woła Kozak mściwy, Karać bunty polskich rot, Bez Bałkanów są ich niwy, Wszystko jeden zgniecie lot. Stój! Za Bałkan pierś ta stanie, Car wasz marzy płonny łup, Z wrogów naszych nie zostanie, Na tej ziemi, chyba trup. ref. Hej, kto Polak... 3. Droga Polska, dzieci Twoje, Dziś szczęśliwszych doszły chwil, Od tych sławnych, gdy ich boje, Wieńczył Kremlin, Tybr i Nil. Lat dwadzieścia nasze męże, Los po obcych ziemiach siał, Dziś, o Matko, kto polęże, Na Twem łonie będzie spał. ref. Hej, kto Polak... 4. Wstań Kościuszko! Ugodź serca, Co z litością mamić śmią, Znałże litość ów morderca, Który Pragę zalał krwią? Niechaj krew tę krwią dziś spłaci, Niech nią zrosi grunt, zły gość, Laur męczeński naszej braci, Bujniej będzie po niej rość. ref. Hej, kto Polak... 5. Tocz Polaku bój zacięty, Ulec musi dumny car, Pokaż jemu pierścień święty, Nieulękłych Polek dar, Niech to godło ślubów drogich, Wrogom naszym wróży grób, Niech krwią zlane w bojach srogich, Nasz z wolnością świadczy ślub. ref. Hej, kto Polak... 6. Wy przynajmniej coście legli, W obcych krajach za kraj swój, Bracia nasi z grobów zbiegli, Błogosławcie bratni bój. Lub zwyciężym - lub gotowi, Z trupów naszych tamę wznieść, By krok spóźnić olbrzymowi, Co chce światu pęta nieść. ref. Hej, kto Polak... 7. Grzmijcie bębny, ryczcie działa, Dalej! dzieci w gęsty szyk, Wiedzie hufce wolność, chwała, Tryumf błyska w ostrzu pik. Leć nasz orle, w górnym pędzie, Sławie, Polsce, światu służ! Kto przeżyje wolnym będzie, Kto umiera, wolny już! ref. Hej, kto Polak... http://www.youtube.com/watch?v=ISkxeg8cG-8
__________________
'Wznieś serce nad zło" J. Cygan |
#399
|
||||
|
||||
Serce Matki
Żyjemy wśród zamętu i braku sentymentu Tu sztuczny śnieg tam znów sztuczne łzy Obłuda, fałsz, to są życia gry Miłości szczerej nie ma epoka kłamstw, wszystkim on Nikt nie jest sobą, czas rządzi tobą Okrutna obojętność w krąg Jedynie serce matki uczuciem zawsze tchnie Jedynie serce Matki o wszystkim dobrze wie Dać trochę ciepła umie i każdy ból zrozumie A gdy przestaje dla nas bić, tak ciężko, ciężko żyć autor: Z. Karasiński, S. Kataszek kompozytor: L. Szmaragd |
#400
|
||||
|
||||
"Katechizm polskiego dziecka"
"Katechizm polskiego dziecka" WŁADYSŁAW BEŁZA
Kto ty jesteś? - Polak mały. Jaki znak twój? - Orzeł biały. Gdzie ty mieszkasz? - Między swymi. W jakim kraju? W polskiej ziemi. Czym ta ziemia? Mą Ojczyzną. Czym zdobyta? - Krwią i blizną. Czy ją kochasz? - Kocham szczerze. A w co wierzysz? - W Polskę wierzę. Coś ty dla niej? - Wdzięczne dziecię. Coś jej winien? Oddać życie Władysław Bełza (1847-1913)był poetą i publicystą, sekretarzem Biblioteki i Wydawnictwa Ossolineum. Wiersz "Katechizm polskiego dziecka"napisał w 1900r i było to źródło nauki dla wielu pokoleń. |