menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

15-04-2007 12:52

Zbliża sie gorący okres komunijny. Z prawa i lewa słucham dyskusji co, gdzie, jakie i za ile. Czasem wydaje mi się to aż niesmaczne. Samochód dla dziecka na Pierwszą Komunię? Kino domowe od dziadków? Żądania rodziców, że ma się dać 2.000,-, bo dziecię marzy o najnowocześniejszym komputerze? Przyjęcie w renomowanej restauracji, wstyd bo w trochę tańszej? Czasem wydaje mi się, że to świat oszalał w pogoni za mamoną, że nie serce, nie człowiek liczy się, tylko ta cholerna mamona. Niby to biedny kraj, niby ludzie korzystają na prawo i lewo z pomocy społecznej, wyjeżdżają "za chlebem", padają na polach buraków we Włoszech i Francij itp. Gdzie leży prawda i gdzie jest honor tych ludzi, którzy zaprzedaja duszę za tych kilka marnych dóbr?
Te rozmowy doprowadziły mnie do wspomnień z mojego dzieciństwa. Do czasów archaicznych - mojej Pierwszej Komunii Świętej. Nie chodzi mi o sam fakt przyjęcia sakramentu, tylko o tą całą otoczkę wokół.
No więc tak... Sakrament przyjęty. Msza zakończona. Księża udostępnili dzieciom i rodzinom ogrody w których byliśmy po raz pierwszy i w większości przypadków po raz ostatni. Zamknięte rewiry. Tam wsród kwiatów składano dzieciom życzenia, dawano jakieś drobne prezenty, poprawiano włosy czy suknie. Po chwili, ksiądz zaprosił wszystkie dzieci na śniadanie. Przy długich stołach nakrytych śnieżnobiałymi obrusami, przygotowano po kubku kakao, bułce z grubo nałożoną szynką i ciastku. Ja nie byłam żądna tej szynki, ale to śniadanie w gronie koleżanek z kochanym przez nas katechetą u boku, smakowało mi jak nigdy i czułam, do dziś to pamiętam, nastrój wspólnoty i tej wielkiej chwili.
W prezencie dostałam od chrzestnej obrazek z Matą Boską w ślicznej ramce, a od chrzestnego ryngraf srebrny z wygrawerowana data i podpisem. Od rodziców i babci dostałam maleńki złoty zegarek. Cacko, stare i drogie. Obrazek mam do dzisiaj. Ryngraf przepadł przy przeprowadzce, a zegarek Mama sprzedała w trakcie choroby Ojca. I tak należało zrobić!
Co stało się z ludżmi przez to niecałe półwiecze, że w kraju który mieni się katolickim, nie wiara, nie Bóg, nie sakrament, tylko liczą się pieniądze. Dużo, dużo, bardzo dużo! Żeby sąsiedzi widzieli, żeby inne dzieci zazdrościły, żeby być za wszelką cenę "lepszym".
Smutne. Owadziejemy, jak mówiła Jasnorzewska- Pawlikowska. Owady przecież nie mają rozumu. Baaardzo smutne.
A może to ja, powinnam zabrać manatki i odejść. Coraz częściej stwierdzam, że nie pasuję do tego"dziwnego świata". Ot, zbędny relikt przeszłości.

09-04-2007 14:46

Mieszkałam i chodzilam do szkoły w jednej z najstarszych dzielnic Krakowa. Kamienice były tu różne, niskie i wysokie, ale najczęściej z odpadającym ze starości i zaniedbania tynkiem, oraz podwórkami przepastnymi jak studnie, na których rzadko kiedy uchował się jakiś rachityczny krzaczek. Ale szkoła... Szkoła była piękna. Olbrzymi poaustryjacki gmach z przestronnymi korytarzami na których śmiało można było jeździć rowerem, kręcąc ósemki. Szkoła ta była podzielona na dwie części, każdą z oddzielnym wejściem, dyrektorem i gronem nauczycielskim. Jedna była dla chłopców, druga dla dziewcząt. Klasy były bardzo duże z przepastnymi szafami na butle z atramentem, zapasowe pudła białej i kolorowej kredy, jakichś bibułek, kartonów i... zeszytów z dyktandami. W tej szkole z kazdego rocznika (a chodziło się wtedy 7 lat do podst.) były tylko cztery klasy A, B, C i D, a w kazdej klasie uczyło się około 32 - 35 uczennic. Mieściły się w tym przepastnym gmachu różniste gabinety - fizyczny, chemiczny, geograficzny, polonistyczny, i do prac ręcznych. Była przestronna sala gimnastyczna, biblioteka i sala muzyczna z prawdziwym fortepianem i mnóstwem innych instrumentów. Nikt tu nie nosił z domu np. cymbałków, one były, a stroiciel fortepianu przy okazji poprawiał brzmienie i innych instrumentów. Naprawdę ta szkoła była wspaniała i zadbana. Prawdziwa szkoła. Gdy dzisiaj przekraczam progi nowoczesnej szkoły, przygniatają mnie ciasne, niskie korytarze na których wrzask i tupot jest tak ogłuszający, że momentalnie wzbiera we mnie agresja i chęć ucieczki. Nie ma w tych szkołach atmosfery nauki, ani atmosfery wychowania.
W tamtej, "mojej" szkole naukę zaczynało się od mozolnego pisania najpierw ołówkiem, a potem, potem piórem, kółeczek, laseczek i brzuszków. Nazywało się to kaligrafią. Pamiętam ile hektolitrów łez wylałam nim tatko uznał, ze kółeczko jest odpowiednio okrągłe, a literka "k" nie przypomina węzełka. Dziś nie narzekam. Mam ładne, wyraźne pismo.
Do szkoły wszyscy, obowiązkowo musieliśmy chodzić w chałatach z białym kołnierzykiem i z tarczą przyszytą do rękawa. Tutaj moja Mama wykazała się pomysłowością. Chałat miałam uszyty z dobrego materiału, abym nie musiała go codziennie prasować, ale kołnierzyk był nie jak u innych na guziczki, tylko przyszywany. Toż to było dopiero moje utrapienie! Codziennie odpruwałam nieświeży kołnierzyk i przyszywałam czysty. Nie mama, nie babcia. To był mój obowiązek. Pranie tych kołnierzyków, skarpetek, patentek jak i niewymownych także należało do mnie. No i niechbym spróbowała zapomnieć!
W szkole panował zwyczaj, że klasy wychodziły na przerwie na korytarze i tam pod okiem dyżurnych nauczycieli odpoczywały, natomiast w klasie zostawali dyżurni, którzy wietrzyli klasę, przygotowywali tablicę, czyste gabki i inne potrzebne akcesoria. Był miły zwyczaj robienia gazetek ściennych z różnych okazji np. zimy, wycieczki do Warszawy, czy szlakiem obozów koncentracyjnych. Do dziś pamiętam kilogramy waty i kleju, zużyte na wspaniałą gazetkę o zimie, gdzie puchate bałwanki rywalizowały o lepsze z zaspami śniegu, chmurami i pomponami na czapkach narciarzy. Mieliśmy też kółko teatralne, przygotowujące pod czujnym okiem polonistki, inscenizacje ku..., lub jasełka, czy jakieś inne dla nas wówczas ciekawe baśnie.
Na początku kazdego nowego roku szkolnego, klasa planowała wycieczki 3-4 dniowe i tzw majówki. Ależ to byla frajda. Dla wszystkich. Uczniów których nie było stać, cicho i bez zbędnego rozgłosu finansował komitet klasowy, czasem przy pomocy szkolnego. Obowiązywała zasada równości. Obowiązywała też pomoc w nauce. Dziewczynki uczące się dobrze, miały obowiązek pomocy oddanej im "pod opiekę" słabszej uczennicy. Obie na tym korzystały, ucząc się współżycia społecznego, odpowiedzialności, często nawiązując długoletnie przyjaźnie. Obie też narażały się na smutne konsekwencje, jesli wyłamywały się z tego wymogu.
Panie nauczycielki wspominam jako osoby wymagające, ale pełne dla nas sympatii i czułości. Nieraz widywało się nauczycielkę pocieszającą małą beksę, wiedziałyśmy też o interwencjach w domu, jeśli w tym domu dziecko było źle traktowane. Jakoś nie mogę sobie uświadomić ani jednego aktu agresji z którejkolwiek ze stron. Nie bylo też rodziców biegających po szkole z kwiatkami czy pakunkami. Wstydziłyśmy się gdy matka była w szkole, bo to świadczyło o jakiejś dużej zawalance.
Byłyśmy przy tym całkiem normalnymi dzieciakami. Jeżdziłyśmy po poręczach, chociaż było to surowo zakazane, na teczkach po szkolnych korytarzach, poszła niejedna szyba, lekcje odpisywało się pokryjomu w szatni, czytało na lekcji pod ławką ksiażki. Była nawet szkolna afera z myszą. Stało się to w siódmej klasie przed zapowiedzianą klasówką z matmy. Jedna z koleżanek przyniosła w słoiku obwiazanym grubą ceratą , ze zrobionymi w niej dziurkami ,złapaną przez brata mysz. Rowno z hasłem: proszę przygotować kartki, myszka została wypuszczona.
Ależ się działo! Cała klasa, łącznie z panią wskoczyła na ławki i w krzyk. Pomoc, a jakże i to niejedna, nadeszła, ale karę dostałyśmy też słuszną, tymbardziej , że nikt nie powiedział kto to zrobił i kto wymyślił. Jako karę musiałyśmy zrobić przez niedzielę dwadzieścia zadań tekstowych i nie pojechałyśmy na majówkę.
Wspaniała była ta szkoła i naprawdę należała do najlepszych. Była na liście tzw. szkół wiodących, jako jedna z pięciu w województwie. Pociągało to za sobą wymierne korzyści. Były duże dotacje na pomoce naukowe, na szkolny komitet i można było nie zdawać egzaminu do szkoły średniej. Z tym, że przyjęcie bez egzaminu, było obwarowane faktem bycia przez min.trzy ostatnie lata szkolne w tzw."Złotej Księdze". Wpisywano tam uczennice, które miały świadectwa z góry na dół bardzo dobre. Dodatkowym atutem było to, że uczennicę nie obowiązywała wtedy rejonizacja, tylko składała bez egzaminu papiery nawet do najbardziej renomowanego w mieście liceum. Musiala zostać przyjęta.
Kochałam tą szkołę. Jej mury, koleżanki, nauczycieli. Szanowałam wysoką, szczupłą, kostyczną panią dyrektor, razem z innymi bałam się woźnej, która za byle co potrafiła przywalić miotłą czy szmatą. Nigdy i nigdzie już w póżniejszych latach nie doznałam takiej wspólnoty i przyjażni jak w tamtych trudnych i biednych latach pięćdziesiątych i początku lat sześćdziesiątych.

04-04-2007 07:52



Tęczowych pisanek,
Na stole pyszności,
Mokrego Dyngusa
I wspaniałych gości.
Niech to będzie czas uroczy.
Życzę miłej Wielkiej Nocy!

Wszystkim, znanym i nieznajomym, którym zechciało się zabłądzić na tego bloga, składam tą drogą najserdeczniejsze życzenia.

01-04-2007 21:43



Święta przychodziły do domu zapachami. Krochmalem w sztywnych jak drut firankach. Pastą na wybłyszczonych jak lustro parkietach. I zapachem rzeżuchy. Drobniutkie, jasnozielone listeczki, pachniały intensywnie gorzko i świdrująco, ale... musiały być. Tak kazała tradycja. Z każdym dniem dochodził nowy zapach. Najpierw śledzi, macerowanych z cebulką i roztartym mleczkiem, które zjadało wię w piątek i sobotę na obiad z ugotowanymi lub upieczonymi w popiele, postnymi ziemniakami. Zaraz potem przychodził zapach ciast. Drożdżowych bab i babeczek, makowców pełnych rodzynek, fig i skórki pomarańczowej, orzechowych i marmoladowych zawijańców. Zapach ciast żółtych jak szafran, dorodnych, spuchniętych od bakalii, pyszniących się lukrem, posypanych cukrem pudrem. Jedna z bab, największa, polewana była gorzką czekoladą. Nazywałam ją Królową Święconki. Na końcu już, na spokojnie, jak mawiała, piekła babcia sernik wiedeński. Najlepszy na świecie. Sernik był dekorowany lukrem, czekoladą i cukrem pudrem. Zawsze był na nim napis Wesołych Świąt i bazie, i jajeczko. W moim domu nie robiło się mazurków.
W piątek od rana w największym garze, gotowała sie szynka z kością. Ach, jakiż piękny był to zapach. Laurowych liści, angielskiego ziela, jałowca. Pod koniec dodawała Mama czosnek na intensywność smaku. Pachniało tak mocno, że głodne, wyposzczone brzuszydo zwijało się w piąstkę, tymbardziej, że z otwartych drzwi spiżarki dolatywał zapach wiejskich kiełbas i karkówki. Po zjedzeniu chleba z dżemem i popiciu go czarną zbożową kawą, Ojciec na balkonie ucierał chrzan. O! Tego zapachu nie lubiłam. Mało, że świdrował w nosie, to oczy choćby się nie wiem jak starać, same płakały. W tym czasie Babcia i Mama piekły świąteczne mięsiwa. Zawsze było to samo - gęś z nadzieniem po polsku, schab z kminkiem i pieczeń z szynki, ze skórką pokratkowaną i wysadzaną gożdzikami. Ależ to znowu cudownie wszystko pachniało.
A ja? Czy pomagałam? No oczywiście! Kroiłam i ucierałam, aż mi małe ręce puchły. Ale najlepiej mi szło wylizywanie resztek z mis i garnków i podkradanie surowego, drożdżowego ciasta. Do dziś jest to mój ulubiony smakołyk.
Przychodziła wreszcie sobota. Mama gotowała na wodzie spod szynki żurek krakowski. Dodawała do niego czosnek, majeranek i wiórki chrzanu. Jajka i wędlinę drobno krojoną dodawało się do niego tuż przed podaniem, aby miały smak i nie wymokły. Babcia przynosiła z krakowskiego Rynku pęki żonkili, narcyzów i bukszpanu, przynosiła zapach wiosennych kwiatów. Zaczynało się gotowanie jajek. Wcześniej Ojciec razem ze mną, rysowaliśmy woskiem wzorki na umytych jajkach. Ojca były takie ładne, wycyzelowane, równiutkie, a moje... Moje były piękne! Kurczątka, króliczki, bazie, a nawet baranek, troszkę tylko podobny do psa. Wkładało się te wcześniej przygotowane jajka do dwóch wywarów; buraczanego i z łupin cebuli. Po wysuszeniu każdą nacierało odrobiną oleju i polerowało. Piękne były te czerwone, złote i brązowe pisanki. Bardzo byłam dumna. Tuż przed święceniem przychodził sąsiad-malarz. Każdego roku przynosił jedną, jedyną pisankę. Ale jaką!!! To było małe arcydzieło. Do dziś nie wiem jak potrafił na tym obłym obiekcie namalować obrazek miniaturkę, który...żył. Kurczątka trzepotały skrzydełkami, zajączki stawały słupka, baranek patrzył prosto w oczy. Dwie z tych pisanek przetrwały do czasów mej dorosłości. Jedna z Chrystusem powstającym z grobu, z barankiem w tle i druga z wiosennymi bukiecikami. Niepowtarzalne małe cuda.
Niedziela zaczynała sie oczywiście pójściem na mszę. Po mszy dom zapełniał się rodziną. Tymi, którzy zechcieli celebrować razem z nami najmilszy i najważniejszy tego dnia posiłek - świąteczne śniadanie. Dla naszej czwórki jedzenia byłoby bowiem chyba na miesiąc, ale dla mnie najważniejsze było, że te wszystkie cuda i zapachy wreszcie będę mogła pochłaniać. Wreszcie... zjem wszystko! Ojciec rozpoczynał śniadanie modlitwą...
Nie ma już tamtego domu. Odszedł mój Ojciec i Babcia o złotych, przynoszących ulgę dłoniach. Odeszli starsi rodziny, a młodzi nie przejęli tradycji tego wspólnego śniadania. Czas zniszczył kruche pisanki, odebrał oczy malarzowi, moja Mama zapada się w niepamięć. I tylko w mojej głowie pozostały obrazy pięknych, szczęśliwych chwil. I pozostał zapach... krochmalu, pasty, puchatych bab i gorycz maleńkich listków rzeżuchy. Zapachy mojego szczęśliwego dzieciństwa.

Archiwum
2007
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2008
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2009
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2010
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2011
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2012
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2013
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2014
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2015
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2016
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2017
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2018
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2019
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2020
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2021
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2022
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2023
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2024
Luty
Marzec
Kwiecień


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:26.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.