menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

Zapiski na skrawku dysku... vanitas vanitatum... Samhain, Pomona, Dziady... i dynia
10-24-2011 11:19 PM

Celtycki rok dobiega końca 31 października. Święto Samhain, "koniec lata", nie należy właściwie ani do starego, ani do nowego roku. Święta zaczynały się wieczorem, bo Celtowie liczyli dni od zachodu dnia poprzedniego. Noc i dzień 31 października i 1 listopada leżą na granicy dwóch lat i jak każdy moment przejścia, unoszą zasłonę pomiędzy światem żywych i martwych, światem materialnym i duchowym. Jest to czas, kiedy dusze wracają na ziemię, prowadzone światłami zapalanymi dla nich przez żywych. To również czas wróżb, czas niezwykły, kiedy sprawy nie z tego świata są na wyciągnięcie ręki.

Nazwa Halloween jest najprawdopodobniej skróconym All Hallows' Eve – wigilia Wszystkich Świętych. Uwspółcześnione święto Samhain, które zatraciło pierwotny sens, stało się tylko okazją do zabawy.
Halloween najhuczniej jest obchodzony w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Mimo, że dzień nie jest świętem urzędowym, cieszy się po święcie Bożego Narodzenia największą popularnością. Dzieci i dorośli przebierają się za potwory, duchy czy czarownice. Kostiumy, które pojawiły się w 1930 roku razem ze zwyczajem: cukierek albo psikus, są również oparte na postaciach z telewizji, kina i książek.

1 listopada - święto Pomony, bogini owoców, drzew i ogrodów.
Rzymianie mieli zwyczaj dziękować Pomonie za dobre żniwa przez przynoszenie do jej świątyni jabłek i orzechów. Był to czas festynów i igrzysk sportowych. Z biegiem lat święta Pomony i Czuwania Samhaina zamieniły się w jedno doroczne, kulturalne święto, a przełom października i listopada stał się czasem gier, zabaw i rytuałów zawierających między innymi elementy przebierania się za demony i praktykowanie przepowiadania przyszłości. Zwolennicy wróżbiarstwa uważali ten wieczór za czas największych sukcesów wierząc, że właśnie wtedy przychodzą na ziemię demony, aby sprzyjać ich okultystycznym wysiłkom. Mieli ulubione miejsca spotkań (np. w Szwecji - Blocksberg, we Francji las Ardennes) najlepiej - stare, święte miejsca, opuszczone budynki opactw lub kościołów.

Słowiańskie Dziady rozpoczynały się 2 listopada uroczystą modlitwą w starej, niezamieszkanej chacie, a następnie odprawiane były w uznanych za magiczne miejscach, np. na uroczysku gdzie wg lokalnej tradycji w dawnych wiekach znajdowało się miejsce cmentarne. W centralnym miejscu obrzędu palono ogień. Na prowadzącego obrzęd wybierano starca i ubranego w białą szatę guślarza. Wywoływali oni kolejno dusze zmarłych i karmili odrobinami postnego jadła z mlekiem i miodem; wierzono, że właśnie tego dnia zmarli wracają, by się pożywić oraz w to, że dusze trwają w zaświatach dopóki trwa pamięć o nich. Obowiązywała zasada ciszy. Twarze uczestników zakrywały chusty; spojrzenia mogły spowodować porwanie przez dusze w zaświaty.
Obrzęd kończył się zawsze przed północą.
Szczątki dawnych świąt przetrwały nawet do początków ubiegłego wieku. Znane były jeszcze w latach trzydziestych specjalne rodzaje pieczywa, które rozdawano ubogim, ongiś były one przeznaczone dla dusz.
"W średniowieczu nastąpiło wielkie odrodzenie praktyk satanistycznych. W tym czasie powstała wiara, że w najlepszą noc do przepowiadania przyszłości, czyli 31 października, czarownice na swoich miotłach, wiedzione przez czarne koty, udają się na tak zwany - sabbath - aby czcić szatana. W IX stuleciu Kościół rzymskokatolicki w osobie papieża Grzegorza IV w 834 r. n.e. ustalił 1 listopada Dniem Wszystkich Świętych. Postanowiono, co roku tego dnia czcić wszystkich świętych. Poprzez ustanowienie w dniu 1 listopada pobożnej ceremonii, ówcześni liderzy kościelni mieli nadzieję zastąpić ciągle praktykowane czary i satanistyczne rytuały. Ojcowie Kościoła widząc niejednokrotnie pogańskie zwyczaje, starali się nadać tym świętom iście chrześcijański wymiar. Jednak nie zawsze im się to udawało..."
tiaa... nie udawało się, nie udaje i nie może się udać...
W budynku gospodarczym leży dorodna dynia. Czeka. W ubiegłym roku poradziłam sobie 'jarzyniakiem'. Ta wygląda na twardą osobniczkę, obym wiertarki nie musiała użyć, bo Małż się wpieni... a nie mogę nic powiedzieć, bo -
- tajemnicą zostałam związana przez sąsiedzkie dzieciaki. Dynioduch ma być straszny i groźny! Z migocącym światełkiem w środku. Ma przecież odstraszać wszystkie złe i psotne duchy.
Oczywiście, zabawa będzie wspaniała. Z opowieściami o "czasie poza czasem" (określenie 'pożyczone' od M.L.Kossakowskiej), szczelinie między starym a nowym rokiem (celtyckim), kiedy żywi mieszają się z martwymi, a wśród rozbawionych ludzi krąży śmierć nie potrzebująca maski, kiedy dusze wracają na ziemię, prowadzone światłami zapalanymi dla nich przez żywych.
To również czas wróżb, czas niezwykły, kiedy sprawy nie z tego świata są na wyciągnięcie ręki. Samhain, jak każdy sabat, łączy w sobie pozorne przeciwieństwa i dziwności.
Będzie też losowanie kota, który poleci na miotle z czarownicą. Musi być losowanie, bo w kociarni nie ma absolutnego bruneta, więc pozostałe kolory powinny mieć równe szanse. Pojęcia nie mam jak takiego futrzastego indywidualistę (tylko takie mnie mają) skłonić do wymiauczenia/wymruczenia nocnych przygód. Po powrocie, oczywiście. Niby gaduły, ale... wymiauczą tylko tyle ile chcą... najchętniej smakołyk...

Dynia, przypominająca czaszkę, ma chronić domowników przed złymi duchami. A wydrążona, ze światełkiem w środku, dla irlandzkich chłopców oznaczała błędne ogniki uważane za dusze zmarłych. Jak głosi pewna legenda, żył kiedyś w Irlandii pijak Jack, którego po śmierci skazano na wieczną tułaczkę nie wpuszczając ani do nieba ani do piekła. Szatan, wyganiając Jacka z progów swojego królestwa, dał mu na drogę kawałek palącego się węgla z ogniska, które Irlandczyk włożył do ogromnej rzepy i z takim światłem błąka się do dziś pomiędzy niebem a ziemią...

Będą też opowieści o słowiańskich Dziadach i zapalanie światełek na cmentarzysku praprzodków.

Dlaczego szkoły milczą, dlaczego nie uczą historii terytorialnie najbliższej, będącej 'na oku' codziennie... mijana jest obojętnie, wręcz wstydliwie, nikt o niej nie pamięta.
Wyłapuję takie okazje do opowieści, by została pamięć, by 'Młode' poznawały obce kultury, również te stare, a jednocześnie dumne były ze słowiańskiej przynależności i przeszłości, by wiedziały, że przed Mieszkiem I i chrztem Polski coś było... bo przecież gen (marker) słowiański istnieje 17 tys. lat...
Żyli tutaj, na tej ziemi... kochali, cierpieli, walczyli, wielbili Swaroga, modlili się leżąc i patrząc w niebo, wreszcie umierali... pozostały spopielone wraz z ciałem przedmioty codziennego użytku, w które wyposażeni zostali na najdalszą drogę: żelazne ozdoby, igły, groty... gliniane popielnice noszące ślady palców garncarza... i garść prochu...

...vanitas vanitatum, et omnia vanitas...
...ulotne, jakże ulotne, wszystko jest takie ulotne...(Przekład Ekumeniczny)
Ale... q-rna w tytkę! jednak boli mnie ta niepamięć... i ulotność też...



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:24.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.