menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

To nie mój blog
12-07-2011 09:02 AM

Nie jestem pewna czy tak należy. Skopiowałam artykuł mojej córki, który napisany był do Gazety Ubezpieczeniowej - "Trzecim okiem".Spodobał mi się bardzo bowiem oddał nie tylko Jej ale i moje stany ducha, i nimi się chce z moimi przyjaciółmi seniorkowymi podzielić.Myślę, że i córka nie pogniewa się chociaż z Nią tego nie konsultowałam.

Książki wiecznie żywe

Idąc codziennie do redakcji „Gazety Ubezpieczeniowej” ulicą Bracką, przechodzę obok ogromnego nowego budynku. Jest cały czarny i błyszczący, nowy jak tylko nowy być może. W środku elegancja i światowe marki, czyli Luksus przez duże L. I tylko jedno „mąci” to super wrażenie: stare książki na parterze, między Saint Laurentem a Giorgio Armanim.

Żeby to kilka! Jest ich całe mnóstwo, stoją i leżą pokotem rzędami, na półkach i na podłodze. I tak jak luksus z najwyższych półek mnie odpycha, to one mnie przyciągają z nieodpartą siłą. Nie wytrzymałam i weszłam tam kilka dni temu. Salon pusty, klientów jeszcze nie ma, za to miłych ekspedientek kilka. Podeszłam i spytałam, czy można kupić tu jakąś książkę. Na to pani bez mrugnięcia okiem odpowiedziała, że nie, że to tylko dekoracja.
Nie wyszłam od razu, pochodziłam między półkami i wyławiałam znajome tytuły. „Wielka Encyklopedia PWN”, ale nie w całości od A do Z, tylko jakaś pokawałkowana. Staje mi natychmiast przed oczami nasze mieszkanie przy ul. Zdrojowej 42. Mama zapisała się na nią gdzieś w latach 60. Do naszego domu w Kudowie-Zdroju przychodził tom po tomie, aż wszystkie zajęły całą, długaśną półkę. Potem encyklopedia powędrowała z nami pod Kielce, do Czerwonej Góry, by za lat kilka zrobić kolejny wielki skok. Dostałam ją w prezencie, gdy stałam się warszawianką, i mam ją teraz na Nowym Świecie. Stoi w pokoju męża, pokoju „generalskim”, gdzie na ścianach wiszą portrety wojskowych, tych z rodziny jak gen. Józef Wysocki, adiutant generała Józefa Bema od Wiosny Ludów, mój dawno nieżyjący teść w mundurze przedwojennego oficera WP obok pisma podpisanego przez płk. Władysława Sikorskiego, nagradzającego go Krzyżem Virtuti Militari za Bitwę pod Kaniowem, i oryginalne karykatury z Beniaminowa oficerów Piłsudskiego. Jest i jego karykatura z 1916 r. i zdjęcie brygadiera robione u starego warszawskiego fotografa, bardzo rzadko reprodukowane w książkach.
Rzadko do encyklopedii teraz zaglądam, otwieram – chyba jak wszyscy – komputer i buszuję po internecie i Wikipedii. Ale te stare pożółkłe tomiska przylgnęły do mnie, a raczej mej duszy. Są już nie tylko książką, są moją drogą życiową, moimi wspomnieniami i wzruszeniami. Wczoraj znowu myślałam o Kudowie, gdy dowiedziałam się o śmierci Violetty Villas. Artystka urodziła się dosłownie „o miedzę”, w Lewinie Kłodzkim, przez który zawsze przejeżdżaliśmy, jadąc do powiatu, czyli do samego Kłodzka, gdzie zrobiono mi u optyka pierwsze okulary; pierwsze moje i pierwsze w całej klasie. Był rok 1963 czy 64.
Wróciłam wówczas z zakropionymi atropiną oczami z tego Kłodzka, oczywiście z zakazem czytania, którego oczywiście nie dotrzymałam. Czytałam właśnie pierwszy tom Zagubionej przyszłości Borunia i Trepki. W nocy zarzucałam kołdrę na głowę i mało co widząc chłonęłam książkę. Skąd mogłam przypuszczać, że za ćwierć wieku Krzysztof Boruń będzie moim sąsiadem na działce w Zalesiu Górnym? I że opowiem mu – cudownemu, dobremu człowiekowi, który w świat astronomii wprowadzał wszystkie nasze zalesiańskie dzieci – o tej atropinie i o cudownych wrażeniach z lektury jego książki.
Krzysztof Boruń od dawna już nie żyje, ale w Zalesiu mam ciągle kilka jego książek i setki innych, które obejmują w swoje posiadanie kolejne półki w kolejnych pomieszczeniach, w miarę jak te na Nowym Świecie okazują się niewystarczające. Książki w zalesiańskim domku doszły w tym roku do... toalety. Moja 4,5-letnia wnuczka Emilka, gdy przyjechała latem do nas w odwiedziny i weszła w to miejsce, aż zaniosła się śmiechem: – Co to babciu? Te książki... W ubikacji?!? – To nasza „Biblioteka Narodowa” – odparłam całkiem poważnie. – Mam dla ciebie kochanie książki, które sama czytałam jak byłam mała. I pokazałam jej Małego lorda i Małą księżniczkę, Tajemniczy ogród i Dzieci z Bullerbyn. Ten cały, cudowny świat ludzi, baśni, marzeń, wzruszeń; świat, który ukochałam najbardziej w całym swoim życiu.
***
Te wszystkie myśli w mgnieniu oka ogarnęły mnie, gdy przechadzałam się pomiędzy półkami w tym warszawskim Przybytku Marek i Luksusu. I im częściej o tym myślę, tym lżej mi na sercu. Może to całkiem nowy trend? Może już wkrótce okaże się w „dobrym tonie” mieć wokół siebie i wszystkie supernowe wytwory cywilizacji, i stare, pożółkłe książki, a nie nowe „na metry”? Może i papierowe gazety obronią się w jakimś stopniu przed internetowym tsunami? I w tym oto nastroju sięgnęłam w domu po „Gazetę Wyborczą” (2 grudnia br.), gdzie natknęłam się na notkę pt. Buffett kupił sobie gazetę: „81-letni rekin z Wall Street zainwestował w... lokalną gazetę. To druga po „The Washington Post Co” inwestycja Warrena Buffeta na rynku prasowym – przeczytałam. – Myślę, że przed gazetami jest przyzwoita przyszłość. Nie będzie już wprawdzie jak w przeszłości, ale wciąż jest dużo rzeczy, które gazety potrafią robić lepiej niż inne media – wyznał”.

Wierzę „rekinowi” Buffetowi. W coś lub kogoś przecież trzeba.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:40.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.